Początek przygody
Karty Grabowskiego, dokładnie wersję z mnożeniem, pierwszy raz zobaczyłam w czeluściach Instagrama. Stwierdziłam, że jest to ciekawe rozwiązanie, lecz nie dla przedszkolaków. I tyle, zapomniałam o nich. Nawet nie sprawdziłam, co jeszcze jest w ofercie. Jednak, kiedy stanęło przede mną wyzwanie indywidualnego nauczania, zaczęłam poszukiwać nowych rozwiązań. I w tym pomógł mi Instagram. Karty Grabowskiego mignęły mi u Zuzanny Jastrzębskiej-Krajewskiej. Opierając się na zaufaniu do Pani Zuzi, zamówiłam rozszerzony pakiet „Dodawanie i odejmowanie”. Podczas zajęć indywidualnego nauczania zdążyliśmy rozegrać tylko kilka gier, ale zachwyt kartami i ciągłe namawianie mnie do kolejnej rozgrywki zostaną ze mną na zawsze.
Kryptonim Skrzaty
Skrzaty to grupa przedszkolna, której jestem wychowawcą. Dzieci od początku swojej przedszkolnej „kariery” (od trzeciego roku życia) poznają tajniki matematyki metodą „Dziecięcej matematyki” prof. Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej. Nauczycielom chyba nie muszę przedstawiać tej metody. Chociaż nie. Edukacja nauczycieli jest… różna. Kończąc studia, nic o tej metodzie nie wiedziałam. Przez pierwsze lata pracy zawodowej poszukiwałam odpowiedniego systemu, za którym będę chciała podążać, który będzie mnie idzieciom sprawiał przyjemność, będzie miał sens. „Dziecięcą matematykę” odnalazłam przez wydawnictwo „Bliżej przedszkola”. Jako młody nauczyciel czytałam miesięcznik praktycznie od deski do deski. Właśnie wtedy poznałam Zuzannę Jastrzębską-Krajewską i jej „Matematyczny Kącik Pani Zuzi”. Zachęcona kupiłam „Dziecięcą matematykę. Dwadzieścia lat później” prof. Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej, uczestniczyłam w szkoleniach i konferencjach organizowanych przez wydawnictwo jak i panią Zuzię. Zawodowo żyję tą metodą i staram się nią zarażać moje koleżanki po fachu.
Nigdy nie sądziłam, że jako osoba nie pałająca w szkole miłością do matematyki, w przyszłości będę jej uczyć. Nabrałam perspektywy, rozumiem, co w mojej edukacji poszło nie tak i staram się nie popełnić tych błędów, ucząc dzieci. Jako wychowawca po czterech latach pracy z moją grupą mogę powiedzieć jedno, jestem dumna z poziomu, na jakim są moi aktualni zerówkowicze. Gdy widzę moich podopiecznych bawiących się matematyką, którzy często sami sobie zadają zadania do rozwiązania, patrzę na liczbę dzieci posiadających uzdolnienia matematyczne i moje nauczycielskie serce rośnie.
Karty Grabowskiego a Dziecięca matematyka
Nie lubię, gdy pomoce dydaktyczne „kurzą się”, a tak mogłoby się stać, gdy zajęcia indywidualne się zakończyły. Zaczęłam główkować, gdzie i w jaki sposób mogę wykorzystać karty, szczególnie pracując w dużej grupie. Kart „Dodawanie i odejmowanie” pierwszy raz w placówce użyłam do diagnozy gotowości szkolnej. Dzieci pokazywały mi liczebniki i graliśmy w „Jubilera”. Z czasem dzieci podczas czasu wolnego, szczególnie popołudniami, kiedy było ich coraz mniej, dopytywały o możliwość zagrania. Siadaliśmy w małej grupce, gdzie miałam kontrolę nad tym, co się dzieje i mogłam pomóc, kiedy była taka potrzeba. W końcu to ma być zabawa. Stąd zrodziła się tradycja. Popołudniami z chętnymi dziećmi gramy w karty, a do kolekcji doszły „Gry logiczne” i „Bączek matematyczny”. Naszymi ulubionymi grami są „Rodzynek”, „Trzy życia” i „Jubiler”. Oczywiste jest, że dzieci są na różnych poziomach. Grając szczególnie w „Rodzynka” w wersji „Dodawanie i odejmowanie”, mają nieograniczony dostęp do liczydła sznurkowego. Im częściej gramy, tym jestem pod coraz większym wrażeniem dziecięcego umysłu - w jak różny sposób dzieciaki potrafią dojść do rozwiązania. Muszę przyznać, że Karty Grabowskiego i Dziecięca matematyka idą w parze, razem współgrając i się uzupełniając.
A rodzice na to…
Podczas konsultacji staram się pokazywać rodzicom nowe możliwości analogowego spędzania czasu z dziećmi w domu. Dlatego w broszurkach z propozycjami zabaw znalazło się miejsce dla Kart Grabowskiego. Z tego co wiem, kilkoro moich uczniów posiada swój zestaw w domu. Myślę, że jest to najwyższa forma uznania dla kart.