Niezapomniane zajęcia na kółku matematycznym
Trzy dekady temu, kiedy rozpoczął pracę jako nauczyciel matematyki w Szkole Podstawowej nr 7 w Szczecinku, mąż otrzymał także szansę prowadzenia kółka matematycznego dla dzieci lubiących ten przedmiot. To właśnie wtedy, z wielkim zaangażowaniem i pomysłowością, zdecydował, że te dodatkowe godziny spędzone z uczniami nie będą przypominały tradycyjnych lekcji. I to dało się zrobić. Dążył do tego, by jego zajęcia wyróżniały się i były niezapomnianym doświadczeniem dla dzieci. Było to podejście nowatorskie.
Stoper, dres i ruszamy!
Wielokrotnie organizował zajęcia na świeżym powietrzu, w pobliskim malowniczo położonym lesie. Ćwiczenia te były wyjątkowe, obowiązywał wówczas strój sportowy, co samo w sobie było nowością i przygodą dla uczniów. Mój mąż w dresie, ze stoperem i miarką w ręku, przemieniał te lekcje w prawdziwą przygodę. Szczegółów tych plenerowych zajęć nie znałam, ale dzieciaki były zadowolone. Ich entuzjazm i radość były najlepszym świadectwem sukcesu poczynań męża. Czasami miałam okazję widzieć wesołą rozbawioną grupę wracającą z zajęć.
Nauka tabliczki mnożenia może wyglądać inaczej
Na kółku matematycznym wprowadzał innowacje, które ożywiały naukę. Zamiast ograniczać się do klasycznych metod nauczania, często zabierał uczniów na korytarz, gdzie zajęcia odbywały się w bardziej swobodnej atmosferze i można było je ciekawiej przeprowadzić. Wprowadził kwadratowe kartoniki z mnożeniem i odpowiadającymi im wynikami. Ta metoda, choć prosta, okazała się niezwykle skuteczna, przynosząc ulgę zarówno uczniom jak i ich rodzicom, dla których tradycyjna metoda przyswajania tabliczki mnożenia dotychczas stosowana była nudna. Nawet zdolnym dzieciom pamięciowe wkuwanie nie odpowiadało. Słyszałam to niejednokrotnie od rodziców.
Pierwsze prototypy Kart Grabowskiego
W krótkim czasie, dzięki tym innowacyjnym kartonikom, narodził się pomysł na stworzenie kart do gry do nauki tabliczki mnożenia.
Po powrocie z lekcji mąż wymyślał gry z tabliczką mnożenia, a następnie je opisywał. Nie było to proste, bo grę trzeba było dobrze przedstawić, ale on był w tym mistrzem. Z uwagą przyglądałam się jego pracy i z niecierpliwością czekałam na finał. Przeczuwałam, że mąż jest na dobrej drodze do sukcesu. Pamiętam, jak szybko pojawiały się nowe gry, to mnie cieszyło i upewniło, że jego trud nie będzie zmarnowany.
Jego zaangażowanie i kreatywność w nauczaniu matematyki, poprzez połączenie jej z elementami sportu, przyniosły nie tylko ożywienie w nauczaniu, ale również stały się inspiracją dla innych.
Co ciekawe, grafika kart, dzisiaj znanych jako Karty Grabowskiego, którą mąż stworzył w tamtym czasie, pozostała ta sama do dziś. Z jego kart mogą korzystać kolejne pokolenia, gdyż upływ czasu nie wpływa na ich wartość. Jestem z tego dumna.