Nasza Justynka, wraz z koleżanką, niemal każdego dnia, gdy tylko pozwalała na to pogoda, wyruszała na podbój tego miejsca. Mogliśmy ją obserwować z okien naszego mieszkania.
Pewnego dnia, który zapamiętałam szczególnie, podczas jednego z tych spokojnych poranków podeszłam do okna i moim oczom ukazał się niecodzienny widok. Na placu zabaw nie było zwykłej swawoli i gonitw za piłką, uformowała się za to zorganizowana kolejka dzieci. Zaintrygowana, wyjrzałam przez okno i wszystko stało się jasne. Był to łańcuszek chętnych do oddania rzutu piłką do tekturowego kartonu, który przyniósł mój mąż. Chciał, żeby córka i jej koleżanka porzucały sobie piłką. Justynka bardzo lubiła zabawy, które organizował tata.
Mój mąż, widząc rosnące zainteresowanie, zaprosił wszystkich chętnych do wspólnej zabawy. Kolejka szybko się wydłużyła, a dzieci po każdym wykonanym rzucie z radością dołączały na jej koniec, aby móc spróbować swoich sił jeszcze raz. Co zaskakujące, nawet huśtawki na chwilę opustoszały, ustępując miejsca tej prostej, ale jakże absorbującej zabawie.
Dorośli z zaciekawieniem obserwowali inicjatywę męża. Byli pełni podziwu dla jego pomysłu. Codzienny widok kolejek z tego okresu był im dobrze znany, ale ten ogonek był inny niż tamte. Okazało się, że potrzeba tak niewiele, by było ciekawie i radośnie. Ta prosta zabawa była czymś więcej niż tylko okazją do ruchu – była dowodem na to, że kreatywność i chęć dzielenia się szczęściem mogą przemienić zwykły dzień w fajną przygodę. Tym pomysłowym tatą był Andrzej Grabowski, mój mąż. Przyszły wynalazca Kart Grabowskiego. Od zawsze miał masę pomysłów. W serii moich artykułów na blogu przybliżę Jego nietuzinkową postać.