Pułapka aktywizmu – psychologia behawioralna
Często myślimy, że jeżeli ciężko będziemy pracować, to wiele zrobimy, wiele osiągniemy. Czy to prawda? Myślenie o zmianie rozwojowej, które najczęściej nam towarzyszy, pochodzi z okresu, kiedy wprowadzono edukację obowiązkową, czyli z XIX wieku. Przeżywano wtedy rewolucję przemysłową. Maszyny stały się lepszą wersją samego człowieka. Mogły więcej, szybciej i lepiej. Bądźmy więc jak one: 45 minut pracy, 10 minut przerwy, 45 minut pracy, 10 minut przerwy…, ale maszyna niestety nie działa bez myśli, nie działa bez intencji, bez nadanego jej celu i kierunku. Zarówno maszyna, jak i człowiek może cały dzień wozić puste taczki. Ale człowiek nie jest maszyną… bliżej nam do rośliny, której mechaniczne „ciągnięcie” nie wywoła wzrostu, lecz może ją trwale uszkodzić.
Repetitio mater stultorum est
Zdanie to w wolnym tłumaczeniu z łaciny oznacza, że „powtarzanie jest matką głupców”. Częste powtórzenia ćwiczą jedynie fizyczne umiejętności. Wystarczą do przystosowania się do rzeczywistości, ale nie są zadowalające do twórczego stosunku do siebie i życia. Kompetencje intelektualne niestety nie podlegają takim zewnątrzsterownym zasadom rozwoju. W taki sposób można rozwijać mięśnie, ale nie umysł.
Niestety, w szkole najczęściej uznaje się „powtarzanie za matkę nauki” (łac. repetitio mater studiorum est). Jest to jedynie metoda utrwalania wiedzy ale nie nabywania nowej. Najlepiej oddaje to sentencja wygrawerowana na pulpicie krzesła w auli uniwersyteckiej (dawniej nie było FB, Twittera czy Instagrama): „kiedy już wszystko będę wiedział, to cię stąd zabiorę… „pupo” moja najdroższa”.
Zmęczony „mózg”
Czytając te słowa, możemy sobie wyobrazić inteligentnego studenta, który od rana do wieczora spędził dzień, słuchając z pewnością niezwykle ciekawych wykładów akademickich. Po tak ciężkim dniu doszedł do bardzo ważnego wniosku, że najczęściej i najintensywniej używanym organem ciała podczas edukacji szkolnej wcale nie jest mózg. Organy używane, które się rozwijają, bolą, a te, które nie są obciążane, zanikają.
Puenta tego jest niestety dość smutna: tak jak u robotnika z taczką męczą się ręce i nogi, tak często to nie mózg, nie umysł, jest zaangażowany najbardziej w proces edukacji, ale zmęczona jest... i tak biegamy z pustą taczką…
Pułapka sentymentalizmu – psychologia humanistyczna
Czy mamy więc powrócić na nowo do naszych pragnień, emocji i motywacji, aby „ruszyć z miejsca”? Pytając najpierw siebie, a później każde kolejne dziecko o to, co czuje?, czego pragnie? Bywają i takie sposoby rozwiązania problemu „nieefektywnego” życia. Pułapkę tę dobrze opisuje następujący dowcip o psychologach: Ilu potrzeba psychologów, żeby zmienić żarówkę?
Wystarczy jeden…, tylko żarówka musi chcieć się zmienić. Samo odkrywanie pragnień, co najwyżej prowadzi dziecko do odkrycia w sobie „Dyzia marzyciela”, a u dorosłego, „Rycerza z La Manchy”. Każdy z nich dobrze znał swoje pragnienia, a jeszcze lepiej był w stanie określić, jak powinny być zaspokojone. To jednak za mało, aby wcielić w życie najpiękniejsze idee.
Jajko czy kura?
Wszystko robimy z kimś i dla kogoś. Wynika to z faktu, iż człowiek jest istotą społeczną. Nie przynosi nas bocian. Nauczyciel nie znajduje nas w kapuście. Chyba, że czasem tak mu się zdaje. To, co człowieka tworzy i rozwija, to spotkanie, zrobienie czegoś razem, wspólne podejmowanie wyzwań, wspólne tworzenie tego, co nowe i wspólne przeżywanie fascynacji naszymi osiągnięciami. Jak nie wiadomo, od czego zacząć, to warto zacząć od spotkania z drugim człowiekiem, od momentu, który pozwoli spojrzeć na daną kwestię razem, to spotkanie dwóch osób.
Sens życia i działania jest zawsze tworzony wspólnie. Nie da się też go zaprogramować, wdrukować w człowieka, tak jak nie da się dobrze umyć zębów raz na dwa tygodnie, by to wystarczyło. Życie człowieka ma charakter organiczny i rozwija się tylko w dobrym środowisku, wśród inspirujących ludzi, a jeżeli się nie rozwija, to rzadko to jest jego wina. Żaden ogrodnik nie obwinia rośliny za to, że zwiędła lub nie urosła, lecz zastanawia się, czego jej zabrakło lub czego było zbyt wiele: wody, słońca, minerałów? Być może ostatnio czegoś sam ogrodnik nie dopilnował…